wtorek, 10 marca 2015

Praca

Czasem wydaje mi się, ze większość osób, które przychodzą do mnie na zabieg, przychodzi po prostu się wygadać. Zawsze przychodni mi na myśl pewna kobieta, przed która wszyscy terapeuci " uciekali". Kobieta - hipochondryczka do kwadratu. Co rusz wynajdowała sobie nowe schorzenia, dolegliwości, nic jej nie pasowało. Kiedy przyszła do mnie, chciałam ja po prostu brzydko mówiąc spławić. Po 10 min narzekania i wypytywania o sto jednostek chorobowych, dowiedziałam się dlaczego taka jest. Kobieta po raku i odjęciu piersi. Zbywana i odsyłana od lekarza do lekarza. Zbyt późno wdrożony drenaż. Zastoje w rękach. A przede wszystkim samotność. Przez duże "S". Nie ma komu narzekać, wypłakać się, wyżalić. Nie ma pomocy. Wiec przez ten czas zwraca swoja osoba uwagę każdego terapeuty. Nie usprawiedliwiam jej, ale po tej rozmowie podejście obu stron się zmieniło. Ktoś kiedyś powiedział " żadne sytuacje z przeszłości nie mogą usprawiedliwić teraźniejszego postepowania" cos w tym jest.


Druga sprawa jest duchowy ekshibicjonizm. Co najgorsze obustronny. Są sytuacje w których lepiej i łatwiej wygadać się komuś obcemu. Jest to nawet fajne. Tyle tylko, ze ta granica miedzy dobrym smakiem, a pikantnymi szczegółami z zżycia jest bardzo cienka. Szczególnie gdy w rozmówcy widzi bratnia dusze. Było parę takich osób, gdzie dowiedziały się o mnie za dużo, a potem okazało się, ze mamy wspólnych znajomych o których opowiadałam ja , bądź pacjent.



Nie zmienia to faktu, ze uwielbiam rozmawiać z pacjentami. Trzeba się tylko pilnować, by nie mówić więcej niż się powinno.


2 komentarze:

  1. Ja mam tak ostatnio w pracy. Częściej "gryzę się w język", bo nigdy nie mam pewności czy to, co powiem jednej czy drugiej koleżance nie zostanie potem wykorzystane przeciwko mnie. Staram się być bardziej obserwatorem niż uczestnikiem.

    Lubisz swoją pracę?

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, bardzo!!!!! Przez ostatnie dwie prace miałam dużo szczęścia, co do pracowników. Ale kiedys miałam takich, ze mimo iż robiłam to co lubilam, to współpracownicy podrzucali sobie " swinie".

    OdpowiedzUsuń