Przez ostatni czas przebywam w gronie osób, które na pierwszym planie stawiają swoją rodzinę. Rodzinę pisana przez duże R. Z podziwem patrzę na rodzinę mojego narzeczonego. Tato pracuje na dwóch etatach, jest dobrym Ojcem, dającym wolność w mądry sposób. Daje wolność, ale trzyma rękę na pulsie, nie pozwoli by jego dzieciom stała się krzywda. Mama, zaś jak to mama kocha swoje dzieci i tez daje im wolność, ale jak na matkę przystało skrzętnie ukrywa wszelkie niepokoje i obawy o przyszłość swoich dzieci. W przeciwieństwie do swojego męża chodzi do kościoła.
Ta rodzina jest całkowitym przeciwieństwem mojej. Ja mam tatę, który wolny czas spędza na "studiowaniu" Pisma Świętego, mamę, która miedzy pracą, a domem stara się odwiedzać swoją mamę i jeszcze uczestniczyć aktywnie w parafii.
To nie chodzi o porównanie, wyznaczenie która z rodzin jest lepsza.
Przechyliłam swoją szalupę ostatnio ku życiu na sposób rodziny moje Lubego. Jednak po pewnym czasie zaczęło mi czegoś brakować. Myślałam, jakieś "nieżywe" to życie. Niby się mówi o Bogu, niby o się myśli, że jest w porządku. A jednak dziura w Sercu stawała się coraz większa. Bogu w Trójcy Jedynemu dziękuję za tę dziurę. Może to kwestia wychowania w wierze, może to kwestia przyzwyczajenia, do niedzielnego spędzania czasu inaczej niż na tygodniu, mszy i wypoczynku. nocnych pacierzy. Może. Choć czy darzy się takim uczuciem coś co jest niby przyzwyczajeniem? Czy tęskni się za czymś co wydaje się więcej warte niż to co się ma?
Przy spowiedzi usłyszałam:"Bądź dobrą dziewczyną, dobrą narzeczoną , tylko po katolicku" niby to takie oczywiste; być dobrym. Ciągle dążę by być lepszą, doskonalszą, a chodzi o to by być po porostu dobrą. Chcę być dobrą narzeczoną, dla Mojego Narzeczonego.
Nie istnieje złoty środek, ale zawsze trzeba obierać najbliższą jemu opcję.
"Dziękuję Panie, dziękuję za Miłość"
Znalazłam Cię!;)
OdpowiedzUsuń